Wszystko się sypie, kolejny miesiąc mija mi wyjątkowo nieciekawie. Na studiach uaktywniła się sesja, która zawala mnie kolejnymi kolokwiami i egzaminami. Rad nie rad zaciskam zęby i idę na przód, choć chciałbym już powiedzieć – dość. Nie jest to takie łatwe…
Bardzo dużo aktywności muszę poświęcić i ograniczać je do minimum… Teraz na szczycie nie jest już Go, choć nadal jest wysoko. Gra na wysokim krajowym poziomie – niestety może sobie poczekać, i będzie tak zawsze póki nie będzie jasne, że Go będzie traktowane na równi z takimi sportami jak brydż, szachy i inne sporty umysłowe.
Treningi, a mistrzostwa…
Jeszcze niedawno (1-2 miesiące temu) ćwicząc regularnie na serwerze KGS (gokgs.com) dochodziłem do stopnia 6dan co cieszyło mnie trochę, bo wracałem powoli do okolic poprzedniej maksymalnej siły na serwerze KGS . Obecnie nie widzę póki co sensu, żeby wchodzić na jedną grę… , bo i na to nie ma czasu.
Cierpi jednak na tym nie tylko moja siła pozbawiona treningu, ale i ambicja. W ostatnim meczu w Drużynowych Mistrzostwach Europy Pandanet, będąc kilka godzin po egzaminie, zmęczony mając za sobą krótką noc zagrałem ‚niezbyt ciekawie’… nie chcę o tym pisać gdzie byłem, co robiłem i jak się tam w ogóle znalazłem… Dobrze, że nie wysiadł mi jeszcze internet bezprzewodowy, bo walkowera by nic już nie uratowało.
Tylko szczęśliwe błędy przeciwnika (element gry) sprawiły, że wyciągnęłam tą grę wygrywając o 3,5 punkta i zachowałem czyste konto w dotychczasowych pojedynkach. Dziękując za grę, napisałem z grzeczności „Good game” jednak poza bliskim wynikiem wiedziałem, że to wcale nie była dobra gra w moim wykonaniu. Było to zdecydowanie daleko od mojego maksimum, bo mojego przeciwnika moglem zdjąć z deski już po pierwszych 150 ruchach.
Nasza drużyna ma za sobą właściwie komplet punktów w lidze i całkiem niezły bilans punktowy. Co z tego, jak nasza wewnętrzna organizacja zaczyna się sypać? O ile na początku graliśmy totalnie wyluzowani – z nadzieją na zajęcie miejsc 1-4 o tyle dziś na półmetku zmagań i ciągłym utrzymywaniu się na pierwszym miejscu – chyba uwierzyliśmy w to, że możemy wygrać i awansować do grona najlepszych europejskich państw w Go. To jest bardzo duży zaszczyt i renoma, bo w tej grupie jest kilku profesjonalistów i pół-profesjonalistów od których moglibyśmy się wiele nauczyć.
Jednak napięcia rosną proporcjonalnie w miarę zbliżania się do końca zmagań ligowych. Zapominamy chyba, że jesteśmy wszyscy AMATORAMI, mamy swoje zajęcia – pracę, szkołę, studia etc. , a Go traktujemy trochę z przymrużeniem oka choć jako jedno z najważniejszych hobby.
Zastanawiam się co może wpływać na nasze samopoczucie podczas gry. Jakie konkretne emocje? Dotychczasowe sposoby działają niestety połowicznie. Jak sobie z tym radzić? Ciekaw jestem czy macie jakieś pomysły i własne sposoby „na wyciszenie”?
Powrót będzie ciężki.
Sesja, praca i … pewne sprawy rozbijające mi grafik nie wpływają na mnie pozytywnie. Nadmiar kawy, stres, potęguje jeszcze uczucie zmęczenia po każdym secie zaliczeń. Dla mnie jako goisty grającego bardzo regularnie – takie oderwanie się od treningów niezwykle dobija, bo miałem to już nie raz za sobą – i wiem ile będę musiał poświęcić, żeby odzyskać formę… Będzie to stanowczo za długo. Aktualnie poza dawną obietnicą dla ważnej dla mnie osoby nie ciągnie mnie do gry wcale…
Tęskno mi… klubie.
Chciałbym pójść znów do klubu w Poznaniu pograć na desce posłuchać stukotu kamieni ; ), ale chyba nawet nikt nie wie, że nie mieszkam w Poznaniu już blisko 2 miesiące… Możliwe, że od marca znów będę w Poznaniu… ehh. Tęskno mi do klubu – choć nadal mam jakby mieszane uczucia. Idąc do klubu oczekiwałem kiedyś, że zagram sobie jakieś równe pojedynki, a tu ani graczy dan, ani graczy kyu rzucających wyzwania. Jaką mam mieć więc motywację w chodzeniu tam? Z zapamiętanych odwiedzin w innych klubach (Warszawa, Kraków, …) było zupełnie odwrotnie.
Zawsze jestem dobrej myśli, a kończy się tak jak zawsze. Jeśli uda mi się wrócić do Poznania – pójdę do klubu kolejny raz… Chociażby z ciekawości zobaczyć nowe twarze.
Sesja się przedłuża, choć czekam właściwie już tylko na wyniki z genetyki… Grunt to się nie poddawać!